Koronawirus COVID-19. Czy Rząd zajmie się sprawą wesel?
Kiedy 24 października ubiegłego roku zaczął obowiazywać zakaz organizacji imprez wynikający z pandemii koronawirusa chyba wszyscy wierzyliśmy, że to tylko na chwilę, tydzień, dwa, może miesiąc. Wcześniej też nie było kolorowo, bo ograniczenia z powodu COVID-19, w zależności od koloru strefy wprowadzane były z dnia na dzień całkowicie ograniczając jakąkolwiek możliwość działania.
Za chwilę miną trzy miesiące od wprowadzenia lockdownu, który dla branży ślubnej okazać się może przysłowiowym gwoździem do trumny.
Politycy na konferencjach prasowych chwalą się kolejnymi sukcesami:
spadek zachorowań na koronawirusa,
nieobłożone szpitale,
wolne respiratory…
Nic tylko szybko uznać, że pandemia znów się kończy, tylko te obostrzenia jak były, tak są i… końca nie widać.
Koronawirus a branża ślubna, czyli problem zamieciony pod dywan
Naprawdę trudno mi zrozumieć, dlaczego żaden z polityków nie zechciał się do tej pory pochylić ani nad losem rynku ślubnego, którego wartość szacuje się na około 7 miliardów rocznie (!!!) i który z powodu pandemii COVID-19 popada w ruinę? Nie wspomnę już o losie obywateli i swoich potencjalnych wyborców, których śluby są odwoływane lub przekładane z uwagi na szalejący koronawirus.
Na wielu portalach, forach, czy grupach czytałam komentarze sugerujące, że w dobie koronawirusa nie warto zajmować się tak marginalnym problemem. No cóż… Przyjmując bardzo ostrożne założenia, co roku ślub bierze około 180 tysięcy par, co daje nam 360 tysięcy osób.
Dodajmy do tego ich rodziców, rodzeństwo, dziadków, dalszych krewnych i przyjaciół, a szybko okaże się, że problem związany ze ślubami zablokowanymi przez koronawirus dotyczy nie promila społeczeństwa, a nawet 25%.
Nie twierdzę, oczywiście, że jest to sprawa równie ważna, jak kwestia ochrony zdrowia i życia obywateli, jeśli jednak jest tak dobrze, jak sugerują rządzący, to zastanawiam się, co powstrzymuje ich od zajęcia się sprawami swoich wyborców.
Wielokrotnie podkreślałam, że pęka mi serce, kiedy patrzę jak nasza tradycja, element naszej tożsamości narodowej bezpowrotnie jest deptany i spychany przez polityków na margines. Mam przekonanie, że my, wyborcy, nigdy im nie zapomnimy, że tak beztrosko rozprawili się z naszymi marzeniami.
Koronawirus a wesela, czyli czego Rząd nam nie mówi?
Z kilkunastu tysięcy zachorowań na koronawirusa dziennie zeszliśmy do, można by powiedzieć zaledwie kilku tysięcy. Jeszcze w sierpniu czy wrześniu przy podobnych dobowych wynikach mogliśmy bawić się na weselach ze 150, czy setką gości, a w rejonach gdzie sytuacja z COVID-19 była najgorsza Para Młoda mogła świętować w towarzystwie 50 najbliższych osób.
Co więc się zmieniło?
Dlaczego, mimo drastycznego spadku zachorowań, wesela wciąż nie wracają?
Z jakiego powodu w debacie publicznej politycy nawet nie próbują podjąć tego tematu?
Czy to oznacza, że podawane wyniki zachorowań na koronawirusa są przekłamane? A może ktoś zręcznie nimi manipuluje, aby wywrzeć na społeczeństwie przekonanie, że jest lepiej, niż w rzeczywistości jest?
Oczywiście sam pomysł, że w cywilizowanym państwie, które na arenie międzynarodowej chce być partnerem do rozmów i działań dla największych i najsilniejszych krajów świata dochodzi do takich przekrętów wydaje się być niedorzeczny.
Muszę jednak przyznać, że obecne chaotyczne i zupełnie niezrozumiałe posunięcia rządzących w kwestii walki z pandemią COVID-19 budzą mój niepokój.
Jak deklaruje Ministerstwo Zdrowia od początku pandemii w Polsce na koronawirusa zachorowało prawie 1,5 miliona osób, a przebadanych zostało prawie 8 milionów, co oznacza, że u ponad 18% przebadanych stwierdzono zakażenie.
W ankiecie, którą w poniedziałek przeprowadziłam na Instagramie @weddingdreamcom aż 49% osób zadeklarowało, że chorowali oni, lub ich najbliżsi. Czy to możliwe, żeby dane były od siebie tak znacząco różne?
Patrząc na dzisiejsze dane:
6 640 osób zakażonych
346 osób zmarło
8974 osób wyzdrowiało
Przy takich wynikach cały kraj na powrót powinien znaleźć się w zielonej strefie. We wprowadzonych w sierpniu obostrzeniach pojawiło się założenie, że w zależności od liczby zachorowań w przeliczeniu na 10 000 mieszkańców wprowadzone będą kolejne obostrzenia i tak:
w strefie zielonej znajdują się powiaty, w których liczba zakażeń jest niższa niż 6 na 10 000 mieszkańców;
w strefie żółtej znajdują się powiaty, w których liczba zakażeń wynosi między 6 a 12 na 10 000 osób;
do strefy czerwonej trafiały powiaty, w których liczba zakażeń w przeliczeniu na 10 000 mieszkańców wynosiła więcej niż 12.
Obecnie wskaźnik w całym kraju nie przekracza 2 (dokładnie 1,75) na 10 000 obywateli.
Chyba więc czas przywrócić wesela, prawda?
COVID-19 a branża ślubna – Potrzebny jest plan
Wydawać by się mogło, że nie jest dla nikogo tajemnicą fakt, że przygotowanie ślubu i wesela to proces, który trwa dosyć długo. Patrząc na działania naszego rządu można jednak odnieść wrażenie, że rządzący podejmując swoje decyzje kompletnie nie biorą tego pod uwagę.
I tak, albo ogłaszają zmiany w obostrzeniach w czwartki nie dając parom młodym szans na jakikolwiek ruch z ich strony, albo przez wiele miesięcy uparcie milczą pozostawiając w zawieszeniu jakiekolwiek działania.
Tak było z zamknięciem cmentarzy tuż przed 1 listopada, tak było z zamknięciem hoteli i stoków narciarskich w grudniu i tak też jest od wielu miesięcy z branżą ślubną. Bezrefleksyjne podejście do tematu
To, czego najbardziej brakuje mi w komunikacji z rządem to plan działania: co, kiedy i pod jakim warunkiem się wydarzy w związku z walką z pandemią COVID-19. Jasne informacje dla przedsiębiorców i par młodych to w chwili obecnej absolutnie minimum, które rząd powinien nam zagwarantować.
Koronawirus – Zakaz nie zapewnia bezpieczeństwa
Bezmyślnie narzucony zakaz szybko staje się bezskuteczny. Na tej zasadzie w siłowniach powstają kościoły, restauracje wprowadzają swoich gości tylnymi drzwiami lub podpisują z klientami umowy o dzieło na testowanie dań, w hotelach organizuje się turnieje szachowe, a kadra narodowa w pływaniu zyskała kilka tysięcy nowych członków, nie mówiąc już o nagłej popularności Polskiego Związku Przeciągania Liny.
Historia jednak uczy, że w szarej strefie nie obowiązują już żadne reguły. Skoro i tak działania odbywają się „ponad prawem” to to, czy złamany zostanie jeden, czy wszystkie zakazy przestaje mieć w pewnym momencie znaczenie, a to będzie miało katastrofalne skutki dla nas wszystkich.
I oczywiście możemy założyć, że od kwietnia co sobotę w każdej sali weselnej kręcony będzie film fabularny z udziałem kilkudziesięciu statystów (w końcu na weselu są i goście, i kamera i nawet scenografia się znajdzie), jednak mam głębokie przekonanie, że jeśli udałoby nam się wypracować realny i bezpieczny plan działania, to nikt nie musiałby się uciekać do szukania kruczków prawnych.
Ostatnia deska ratunku, czyli sprzeciw przedsiębiorców
W ostatnich dniach głośno zrobiło się o akcji #otwieraMY. Zmęczeni przedsiębiorcy, których obostrzenia związane z pandemią COVID-19 dotknęły najbardziej zdecydowali, że mimo zakazów i rządowych obostrzeń otworzą swoje biznesy.
fot. Materiały prasowe #otwieraMY
Początkowo akcja największą popularnością cieszyła się na Podhalu, gdzie obok lokali gastronomicznych wznowienie działalności deklarowali także właściciele wyciągów narciarskich i hoteli, szybko jednak rozprzestrzeniła się na całą Polskę- przyłączają się do niej restauratorzy, hotelarze, właściciele siłowni i trenerzy na terenie całego kraju.
Nie powstrzymują ich już kolejne groźby o obcięciu dotacji i innych sankcjach ze strony Rządu. Trudno tu stanąć po którejkolwiek ze stron, niemniej jednak trudno też nie zrozumieć, że Ci ludzie walczą o przetrwanie nie tylko dla siebie i swoich bliskich, ale często także dla swoich pracowników.
Koniec laby, czas na konkrety!
Kiedy w marcu ubiegłego roku napisałam, że należy przełożyć wesela zaplanowane do końca maja posypały się na mnie gromy. Hejterzy i brukowce odsądzali mnie od czci i wiary, że chyba postradałam zmysły, że to najczarniejszy z czarnych scenariuszy.
Wtedy czułam, że taki czas będzie potrzebny na przygotowanie realnego, rozsądnego i bezpiecznego dla wszystkich planu działania. Obserwowałam z niepokojem jak kończyła się Wasza cierpliwość, patrzyłam na nieporadne działania polityków i ich karkołomne próby udawania, że właściwie nic się nie dzieje a pandemia koronawirusa jest pod kontrolą.
Później przecierałam oczy ze zdziwienia, kiedy obostrzenia wprowadzano w soboty informując o tym w czwartek. Rozumiem, że czujecie się pominięci i zignorowani przez ludzi, którzy deklarowali, że przecież będą walczyć o dobro wszystkich Polaków.
Cały ten czas miałam nadzieję, że coś się zmieni, że w końcu przyjdzie impuls i politycy wezmą się do działania, że pochylą się nad problemami nas, ich wyborców, rodaków, zwłaszcza, że nic nie wskazuje na to, iż koronawirus ustąpi…
Nic z tego. To nie jest moment na pobłażanie. Pora wymagać konkretnych decyzji, deklaracji i rozwiązań w kwestii COVID-19, bo tegoroczne pary młode mają coraz mniej czasu, aby zaplanować i zorganizować swoje śluby marzeń. Sezon rusza już za dwa- trzy miesiące.
Ślubne Pogotowie Izabeli Janachowskiej cały czas działa!
Pamiętajcie też, że jeśli macie jakiekolwiek pytania związane z obecną sytuacją i organizacją ślubu i wesela zakładka Ślubne Pogotowie czeka na Was w aplikacji WeddingDream.APP.
Ja i mój zespół czekamy na Wasze pytania i, jeśli tylko będzie to możliwe, chętnie Wam pomożemy. Koronawirus to zagrożenie, z którym trzeba walczyć na każdym polu wspólnymi siłami. Wystarczy, że zalogujecie się na swoje konto w aplikacji i wypełnicie formularz.
Założycielka i redaktor naczelna Wedding Dream. Ekspert ślubny, projektantka sukien i twórczyni pierwszego ślubnego Concept Store w Polsce. Autorka poradnika Aż do ślubu, serii eBooków Planowanie ślubu i wesela oraz aplikacji ślubnej WeddingDream.APP. Prezenterka telewizyjna w Polsat, Polsat Cafe, W-D.TV